czwartek, 23 kwietnia 2015

O mężczyznach, których całowałam i o tych, którzy chcieliby całować mnie

Zapytałeś mnie, czy go kocham. Uniosłam wzrok znad kieliszka wina, który zamówiłeś dla mnie w eleganckiej restauracji i złapałam Twoje pytające spojrzenie. Chyba dostrzegłam w nich nadzieję. Albo pewność. Myślałeś, że znasz już odpowiedź. A ja zawahałam się, bo mimochodem zadałeś pytanie, na które sama szukam wyjaśnienia: czym jest miłość?

Na chwilę odwróciłam wzrok i nerwowo zastukałam paznokciem w wypolerowane szkło. A potem powiedziałam po prostu: nie wiem. W moim głosie rozgościła się szczerość, powaga i ledwo zauważalne zwątpienie. W dwóch słowach skupiłam wszystkie swoje wątpliwości. 



Pierwszego pocałunku nie pamiętam. Nie to, że byłam pijana - po prostu wyparłam ze swojej świadomości największy błąd mojego życia. Wyrzuciłam z pamięci chłopaka, z którym byłam dlatego, że czułam się samotna zamiast zakochana. Znacie to. Chyba każda dziewczyna przez to przechodzi, a już na pewno każda potem żałuje. 

Potem całowałam jeszcze dwóch. Jeden został na dłużej, drugi tylko przemknął przez chwilę. Zapamiętałam dokładnie smak ich ust. Oba miały w sobie gorycz poniżenia - z jednym chciałam być, mimo że on mnie nie chciał, a z drugim robiłam rzeczy, których sama nie chciałam.

I mogłabym napisać teraz, że to wszystko przez miłość, ale chyba nie. Chyba raczej chodzi o drzazgę, która zostaje w sercu po pierwszym rozstaniu. 

*

Ktoś mnie kiedyś mocno zranił. Byliśmy klasycznym przypadkiem Pięknej i bestii, tylko że to ja byłam bestią i inaczej niż w bajce - nie połączyła nas wielka miłość. A przynajmniej - nieodwzajemniona. Ale jeśli spytacie mnie, jak kochać i nazwać to uczucie, otworzę swoje wspomnienia i pokażę, jak można stać się dobrym człowiekiem dla uśmiechu drugiej osoby. 

Zostaliśmy przyjaciółmi. Najlepszymi. Było super. Ale ja już do końca chodziłam z tą drzazgą wbitą w serce. Z raną, która otwierała się na nowo za każdym razem, gdy siedziałam obok niego i wiedziałam, że nigdy nie poznam smaku jego ust. 

Więc zaczęłam całować innych facetów. I udawałam, że nadal jest super. 

Udawałam, że jestem osobą, jaką nigdy nie byłam. Stałam się pustym wrakiem, bez uczuć, z lodowatym sercem i brakiem godności. Wtedy myślałam, że jeśli z nikim nie sypiam, to nie jestem szmatą, ale wiecie co? To nieprawda. Byłam dziwką. Upijałam się na imprezach i pozwalałam obmacywać swoją pupę przypadkowym typom. Lubiłam to. Wkładałam bluzki z dekoltem po pas i z dumą obserwowałam śliniące się spojrzenia. Łechtało to moje ego. Czułam się gwiazdą. To była moja terapia w stylu: hej spójrz, jest tylu gości, którzy daliby się pokroić, żeby mieć cię w łóżku, więc olej tego jednego, który nie chce

Jest tylko jeden mały haczyk. Oni chcieli mieć w łóżku osobę, jaką udawałam, a nie tą, którą naprawdę byłam. 

*

Zamawiasz więcej wina i pytasz, czy kocham mężczyznę, za którego wkrótce wyjdę za mąż. Myślisz, że zaprzeczę, a potem pójdziemy do Ciebie. Myślisz, że skoro wkurzam się za stertę naczyń, którą wiecznie muszę zmywać i śmieję się z jego chudziutkich, krzywych nóg, to mam ochotę go zostawić albo chociaż zdradzić. Myślisz, że mogę mieć każdego, a marnuję życie z takim przeciętnym prostakiem. Ja też tak kiedyś myślałam. I wiesz co? Gówno prawda.

Nie znasz mnie. Widzisz tylko moje cycki, które ukrywam pod stanikiem push-up, o jeden rozmiar za małym, żeby je bardziej wypychał spod bluzki. Masz ochotę klepnąć mój tyłek, który celowo podkreślam w mocno opinających legginsach. Nie wiesz, że mam cellulit, blizny na twarzy i kilka rozstępów na brzuchu. Myślisz, że jestem perfekcyjna. Tak, właśnie taką osobę udawałam. Właśnie taką chcę, żebyś mnie widział. 

Ale to nie jestem ja. Gdzieś po drodze zgubiłam siebie i ukryłam tę prawdziwą cząstkę w ciasnej skorupie. Na co dzień żongluję maskami i gram panią perfekcyjną. Ale jest jedna osoba, tylko jedna na całym świecie, która mnie zna od podszewki. Której uśmiech wita mnie po przebudzeniu, choć nie nałożyłam makijażu i która całuje moją skórę nawet w miejscu, gdzie jest pomarszczona. 

Nie pytaj, czy go kocham i czy zamiast z nim, spędziłabym noc z tym panem ze stolika obok, co wygląda jak Adam Levine i który właśnie puścił do mnie oczko. Jedną nocą zniszczyłabym całe swoje życie. I nie skłamię. Dalej mam tę drzazgę, ale nie chcę już całować innych mężczyzn. 

czwartek, 16 kwietnia 2015

15 zasad mojego nowego życia

Mogłabym powiedzieć teraz milion rzeczy, które powtarzałam już po wielokroć, ale nie widzę w tym sensu, bo nie potrafię słuchać nawet sama siebie. Obiecałam sobie pisać każdego wieczoru, z kubkiem ciepłej kawy w ręku - ze świeżo zmielonych ziaren i na mleku sojowym. Jakość nad ilość. Tylko kilka słów, które płyną pod palcami. A potem zadaję to pytanie, które wszystko zmienia, wszystko obraca w nicość i odbiera barwę, przywraca szarość nijakim dniom - po co mi to? Bezwiednie marnuję czas, który ucieka bezpowrotnie, przewracam kartki kalendarza i żegnam daty, które nigdy już nie wrócą i wolę nie robić nic, niż robić coś, w czym nie widzę sensu.

Szerzej pisałam o tym w tekście Kilka prywatnych słów ode mnie dla Was.

Za oknem wiosna, trwa mój mały kwietniowy projekt. Jest dobrze. Pierwszy raz od dawna czuję się szczęśliwa, nawet kiedy wita mnie ulewa i poszarzałe niebo. Czuję w sobie siłę i myślę, że dam radę. Piszę trochę mniej, bo próbuję zwolnić, ale chyba nie chcę przestać. Daję sobie chwilę odpoczynku, gdy tego potrzebuję. I zastanawiam się, jak to jest, że kiedyś byłam tak energetyczną osobą, pełną wewnętrznego spokoju, uśmiechu i zarażającego optymizmu, a teraz wszystko to przychodzi mi z tak niezwykłym trudem, jakbym co dzień wtaczała pod górę głaz, który jak na złość tylko się z niej zsuwa. Nawet kiedy próbuję mówić o czymś pięknym, wplatam w te słowa smutek.



Zapomniałam kochać życie. Zapomniałam doceniać każdą sekundę. Zapomniałam gonić chwile. Zapomniałam cieszyć się swoim szczęściem. Zapomniałam czerpać garściami z marzeń. Zapomniałam biec, podnosić się, wspierać bliskich. Zapomniałam być sobą. Zapomniałam być osobą, jaką byłam. Zapomniałam być jeszcze lepsza. Zapomniałam być najlepszą wersją siebie. A przede wszystkim - zapomniałam, że najważniejsza jest praca, jaką wkładasz we wszystko, co robisz. 

Zapomniałam, że jesteśmy tu na chwilę. I że kiedyś wydawałam trzy dychy na bilet do Gdańska co tydzień. Bo nic innego się nie liczy.

Próbuję dziś zacząć wszystko od nowa, ale wiesz, że jest ciężej. Tylko że jestem już innym człowiekiem niż dawniej, inaczej patrzę na świat, a kilkuletnie doświadczenie upragnionych wzlotów i bolesnych upadków dało mi szerszą perspektywę. Widzę więcej, wiem więcej. Zadaję więcej pytań i częściej wątpię. Nie boję się odpowiadać inaczej niż inni. Świadomie wybrałam własną ścieżkę i nigdy już z niej nie zboczę. Podążam w swoim kierunku. Moja osobowość ewoluuje z każdą myślą. I wydaje mi się, że jestem już o krok od sprzedania całego dobytku i wyruszenia do Australii. W niczym innym nie widzę sensu.


*

Historię mojego upadku opiszę Wam kiedy indziej. Dziś znów chcę wstać i pójść dalej. Z tej okazji publikuję 15 zasad, które spisałam pewnego bardzo smutnego i bardzo samotnego wieczoru, a którymi obiecałam się kierować w życiu. Kiedyś były dla mnie abstrakcją - dziś są codziennością. Życzę Wam tego samego - abyście zawsze, bez względu na wszystko, spełniali marzenia, swoje własne. Miłego dnia, Kochani! :)


15 zasad mojego nowego życia
  1. Nigdy nie przestawaj realizować marzeń, nawet jeśli wymagają więcej wysiłku, niż obecnie masz siły.
  2. Bądź zawsze sobą i nie zmieniaj swoich poglądów, planów ani marzeń pod wpływem otoczenia.
  3. Myśl pozytywnie i działaj na 100% możliwości, bo wszystko zależy od Ciebie.
  4. Bądź wierna wyznawanym wartościom i ideałom, pomimo zła na świecie.
  5. Kochaj.
  6. Nie marnuj nerwów na niewartościowych ludzi; odetnij się od toksycznych relacji.
  7. Pokaż światu, że myli się, spisując Cię na straty. Rób to, co lubisz i rób to tak dobrze, jak umiesz.
  8. Walcz o miłość, nawet jeśli ryzyko przegranej jest większe niż szansa na wygraną.
  9. Bądź dobrą osobą i nigdy nie łam zasad, które inni uważają za bezsensowne; żyj w zgodzie ze sobą, nie podążaj ślepo za tłumem. 
  10. Szukaj szczęścia.
  11. Nigdy nie bój się upadać, ale zawsze miej w sobie dość siły, by się podnieść.
  12. Zapomnij o dawnych porażkach.
  13. Pamiętaj o tym, co prowadziło do dawnych zwycięstw.
  14. Żyj chwilą obecną, tu i teraz, w spokoju i w zgodzie z naturalnym tempem.
  15. Uwierz w swoją wartość i co dzień udowadniaj sobie, że zasługujesz na najlepsze.

Moje ulubione to numer 1, 8 i 11. A Wy, znaleźliście coś dla siebie? :)


PS. A ten tekst potraktujcie jak swego rodzaju podsumowanie. Zamknięcie nieudanych rozdziałów i przygotowanie pióra, by zacząć pisać życie od nowa.

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozmowa bardzo osobista

Nie wiem, kim jesteś ani w jaki sposób się do Ciebie zwracać. Rzadko o coś proszę, czasami dziękuję. Umiem tylko pytać o to, na co nikt nie potrafi odpowiedzieć. Mogłabym napisać elaborat o momentach, w których Cię poznałam w moim życiu. O chwilach, w których mi pomogłeś. O tym, że zawdzięczam Ci to, że jestem i kim jestem. Ale wiesz o mnie wszystko i wiedziałeś, że znów przyjdę prosić, choć przez moment zapomniałam, by samej więcej dawać.

Znów łudzę się, że to tylko moment napięcia - werbel odmierzający bicie mojego przestraszonego serca. Twoja lekcja. Twoja próba. Jak w tych wszystkich bzdurnych chwilach, których dziś nawet nie pamiętam. Wracam znów do Ciebie. Zawsze przychodzę zaproszona, nigdy nie wpadam na herbatkę bez zapowiedzi, pogadać. Tak po prostu - o tym, co u mnie i jak pachną żonkile na stole w kuchni. Muszę mieć powód - znów mi go dałeś.

Proszę, powiedz mi, że to nie koniec. Że tylko droczysz się ze mną, stęskniłeś się i chciałeś znów zobaczyć mnie u siebie. Tak rzadko bywam, wiem - czasem nie chce mi się Ciebie szukać, choć wiem, że jesteś wszędzie i wiem, że choć mogę się mylić, trochę też mam racji. Wiem, że to Twój sposób na rozmowę, ale czasem chciałabym usłyszeć słowa zamiast widzieć gesty, których nie rozumiem w porę.

*

Dzięki, że czasem wpadasz; splatasz wątki w wymyślne kompozycje chwil jednej układanki. Lubię to. Żyję tym. Delektuję się smakiem lekcji, które wyciągam po spotkaniu z Tobą tutaj. Bez tego nie byłabym sobą. Bez świadomości Twojej obecności. Lubię mówić z Tobą. Lubię mówić o Tobie. I cholernie wdzięczna jestem za to, że potrafisz złapać mnie za fraki dokładnie w chwili, gdy stoję na krawędzi i planuję rzucić się w przepaść. I że czasem stawiasz mnie nad tą przepaścią - pewny, że sobie poradzę. To jest całkiem spoko. Lubię wyzwania. Wiesz o tym doskonale.

Chcę powiedzieć: DZIĘKUJĘ, ale nie wiem, jak jedno proste słowo mogłoby oddać całą moją wdzięczność za wszystko, co robisz.

Przepraszam, że nie potrafię mówić do Ciebie po imieniu, ale naprawdę staram się słuchać. Czuję Twoją obecność przy mnie nawet, gdy smaruję masłem chleb. Byłeś ze mną od początku, dałeś mi mnie i jak troskliwy rodzic uczyłeś upadać. Znam doskonale każdy Twój ruch i na bieżąco odrabiam lekcje. Nie wiem, czy przyznasz mi rację, ale wydaje mi się, że nie ma błędnych odpowiedzi. Jeśli jesteś Miłością, to Kocham Cię nieskończenie. Zawsze starałam się być dobrym człowiekiem.

Nie proszę o nic więcej. Wszystko już mam.



I wrócę podziękować - obiecuję.